Dwudziesty siódmy grudnia. Godzina 11. Siedziałam z Davidem i oglądałam jakiś totalnie pozbawiony sensu serial. Co chwila zerkałam na mojego złotego iphona i biłam się z myślami czy napisać do Andrzeja i złożyć mu życzenia urodzinowe, czy też totalnie to olać. Bądź co bądź, nie widziałam go siedem miesięcy. Ani razu nie pojawiłam się w Polsce, nie odebrałam jego telefonów. Zero. I teraz tak o po porostu, najzwyczajniej w świecie miałabym napisać mu coś w stylu „Wszystkiego najlepszego”. Nie. To totalnie głupi pomysł. Przecież on nawet nie wie, że będzie ojcem. I chyba nie chcę mu o tym mówić. Wychowam córkę sama, no dobra, nie sama ale z pomocą siostry, rodziców i Davida.
Od rana nie czułam się za dobrze. Miałam dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Wstałam bez słowa z kanapy i poszłam do kuchni po szklankę soku.
-David!- krzyknęłam, gdy poczułam silny ból a potem po moich nogach spłynęła woda.
Szatyn jak poparzony wpadł do kuchni.
-Co się dzieje?!-zapytał przerażony patrząc to na mnie, to na kałużę wokół mnie.
-To chyba już, ale to za wcześnie –jęknęłam.
-Jedziemy do szpitala, nie ma czasu czekać na karetkę-podał mi płaszcz i po chwili już niósł mnie do swojego Jeppa.
-Szybko- po moich policzkach spływały łzy. Byłam przerażona. Przecież to za wcześnie.
-Staram się..
Kiedy tylko dotarliśmy do szpitala zostałam przejęta przez pielęgniarki i zawieziona na badania. Okazało się, że jak najszybciej trzeba przewieźć mnie na porodówkę. Życie małej było zagrożone.
Chyba do końca życia nie zapomnę tego strachu, kiedy nie wiedziałam, czy Ala będzie żyć.
-Gratuluję, była pani dzielna. Mała jest zdrowa, może pani ją przytulić- położna podała mi małe zawiniątko.
-Cześć skarbie, tu mamusia, nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś-pocałowałam dziewczynkę w jej malutką rączkę.
-Jak pani nazwie córkę?- zapytała pielęgniarka, która pisała „bransoletkę” małej.
-Alicja. Alicja Strzałkowska.
-Dobrze- uśmiechnęła się – Strzałkowska Alicja, urodzona o godzinie 15:32. Dwudziestego siódmego grudnia. Waży 1740 g. i mierzy 40 cm.
-Widzisz kochanie, masz urodziny w ten sam dzień co Twój tatuś, juz masz coś po nim- westchnęłam.
Usłyszałam ciche pukanie i chwilę późnie do mojej Sali wszedł David.
-Zadzwoniłem do twoich rodziców i Marysi. Kazali Ci przekazać, że masz wysłać im zdjęcia. Oni przylecą kiedy tylko będą mogli.
-Dobrze-uśmiechnęłam się.
-Jak się czujesz?- złapał mnie za rękę.
-Zmęczona-zaśmiałam się- Harry przyjedzie?
-Tak zaraz tu przyjedzie , jutro też razem Cię odwiedzimy. Będziemy super wujkami.
-Wiem. Tylko Was błagam nie mówcie nic Andrzejowi.
-Wiesz, że kiedyś i tak będziesz mu musiała powiedzieć?
-Wolę to kiedyś..-mruknęłam.
David i jego chłopak posiedzieli u mnie jeszcze piętnaście minut i pojechali do domu.
Po dwóch tygodniach spędzonych z Alicją w szpitalu wreszcie wróciłyśmy do domu. Mimo wczesnego porodu z małą było wszystko dobrze, czekały nas tylko co dwutygodniowe wizyty na badaniach w szpitalach. Z placówki zdrowia odebrał nas mój przyjaciel razem z Harrym.
Z uśmiechem na ustach usiadłam na fotelu, trzymając na rękach Alę. Nawet nie wiem kiedy i jak dostałam powiadomienie z Instagrama. Zostałam oznaczona na zdjęciu Davida.
"Witam w domu księżniczki <3 Piękna Alice i jej cudowna mama <3".
-David-westchnęłam mało zadowolona.
-Tak?
-Przecież Andrzej to zobaczy..
-No to co?
-No to, że będzie wiedział o małej.. Dowie się, że jest jej ojcem.
- Niby jak?
-No przez to zdjęcie!
-Kurde, nie przemyślałem tego-podrapał się po głowie.
Westchnęłam i nagle mnie olśniło.
Szybko polubiłam zdjęcie chłopaka i dodałam komentarz. „ Dziękuje, że jesteś <3 Wspaniały z Ciebie tatuś ;) <3 „
-Miśka! Co to do cholery ma być?
-Przepraszam. Musiałam.
**************************************
Styczeń. Dokładnie dziesiąty stycznia. Wracam z popołudniowego treningu. Zrezygnowałem z jazdy samochodem, szczególnie w taką pogodę. Siarczysta zima. Dlaczego nazywałem ją zawsze amerykańską? Chyba ze względu na moje zamiłowanie do tej części świata. I wyjątkowo w tym roku zima miała na mnie negatywny wpływ. Czuję, że popadłem w jakąś monotonię, na której składają się te pieprzone pokłady tego białego puchu. Wiem, to wszystko dzieję się ze mną tylko i ze względu na Michalinę. Od tego miesiąca, tej rozmowy z Michałem nadal gówno zrobiłem. A co mogłem? Polecieć do niej święta, kiedykolwiek, ale zwyczajnie jestem tchórzem i boję się, że pogorszę to wszystko. Dałem jej czas. Dałem jej za dużo czasu. Ale piszę do niej. Co się ze mną dzieje? Nie wiem. Marzyłem, żeby spędzić z nią święta. Jedną z najbardziej magicznych chwil w roku. Wielki obraz z wywołanym naszym zdjęciem. Pomysł na to wykonałem po naszym sylwestrze w Monachium. Mieliśmy takie jedno miejsce w salonie, na sofą. Było puste. A teraz? Jej dom, a praktycznie nas jest pusty. Klucze zaniosłem do Winiarskich. Wszedłem do mojego domu. Ściągnąłem zimową kurtkę i białe force. Nie rozstawałem się z nimi nawet teraz. Jak to było w moim zwyczaju wyciągnąłem telefon, żeby sprawdzić Instagrama. Zobaczyłem nowo dodane zdjęcie przez Davida. Odkąd zobaczyłem go z Michaliną miałem na niego oko. Kiedy zobaczyłem zdjęcie, rzuciłem telefonem o podłogę i usiadłem z bezsilności. Dlaczego ja do cholery nie wiedziałem o ciąży Michaliny? Z Davidem?
__________________________________________________
Chyba wyszło, co?
Krótka "mowa" Wrony, ale chciałam jak najszybciej dodać
rozdział, ze względu na tyle komentarzy od Was <3
Jeszcze nie wszystko powróciło do normy, ale Alicja jest
cała, zdrowa i mega śliczna, oczywiście w naszych wyobraźniach.
Przypominam o zakładce informowanych! <3
Naivy.
xoxo.